Widzę Warszawę wielką.

Dorośnijmy, Polacy do imperialnego ego. Twórzmy historię zamiast ją obserwować.

Inaczej niż Prezydent Starzyński

Świat się zmienia. Tak. Zmieniał się zawsze z większą lub mniejszą prędkością. To oczywistość, której powtarzanie dziś przypomina wiarę w to, że od mieszania łyżeczką herbata stanie się słodsza. Wiele aktualnych komentarzy bazuje na opisywaniu stanu, z którym mamy do czynienia, a który jest oczywisty dla uważnego obserwatora – postępującego napięcia w hegemonicznym zwarciu USA i Chin. Nie przypisując sobie ani wiedzy, ani zdolności przewidywania przyszłości, z pokorą i świadomością własnej ułomności, uważam, że w tak dynamicznym czasie należy odważyć się na więcej, niż analizowanie tego, co widać na horyzoncie. Trzeba tworzyć możliwe scenariusze, w myśl zasady, że planowanie i gry wojenne są niezbędne, nawet, jeśli w chwili wybuchu konfliktu są bezużyteczne, bo rzeczywistość wybiera ścieżkę nieprzewidzianą. Tym tekstem, zawierającym ze względu na jego objętość pewne skróty myślowe, chciałbym nakreślić jedną z możliwych alternatywnych rzeczywistości, którą, moim zdaniem, brać pod uwagę powinny polskie władze, traktując przedstawione tezy jako przyczynek do brainstorming session, nie jako prawdy objawione.  Z nadzieją, że odpowiednie służby pracują nad praktycznymi rozwiązaniami stojących przed nimi problemów.

Uwiąd bezpłodnej staruszki

Analizę sytuacji, w jakiej za chwilę znaleźć może się Polska należy rozpocząć od najbliższych okolic, bo tutaj sięga możliwość projekcji naszej siły, zarówno militarnej, jak i gospodarczej, a przede wszystkim, w co wciąż Polacy nie wierzą – kulturowej i duchowej.

Moim zdaniem, podstawowym założeniem, jakie należy przyjąć, jest nieistnienie Unii Europejskiej. Ten twór, poza początkowym okresem, gdy działał w innym instrumentarium prawnym, był skazany na porażkę, z co najmniej dwóch powodów.  Po pierwsze nie ma czegoś takiego jak demos europejski, więc nie może być europejskiej demokracji i państwa. Europa en masse jest zlepkiem bliskich sobie, ale jednak różniących się kultur, historii, waśni. Unia Europejska, oparta de facto choć jeszcze nie do końca de iure, na leninowskich założeniach Manifestu z Ventotene, którego założeniem jest stworzenie socjalistycznej federacji „republik”, wydrążonych z narodowej tożsamości, posiadającej aparat przymusu w postaci zcentralizowanej armii, podporządkowanej biurokratycznej centrali. Rzeczywistość zrewidowała mrzonki założeń, jak choćby Strategii Lizbońskiej z 2000. Faktem jest Brexit i wybuch narodowych egoizmów w świetle zagrożeń COVID-19, postępujący proces dezintegracji, który po raz kolejny w historii pokazuje, że Niemcy są za małe, zbyt słabe, by realnie, trwale, czy to żelazem i krwią, czy to realizacją koncepcji Mitteleuropy, zawładnąć kontynentem. Jednocześnie zniszczenie etosu pracy powoduje, że nie widać w Europie sił, które miałyby wystarczająco dużo żywotności, by Europę podźwignąć z kolan.

Uważam ponadto, że papieskie słowa o starczym uwiądzie należy odnieść też do poszczególnych państw. Francję czeka, z dużym prawdopodobieństwem los opisany przez Jeana Raspail w „Obozie świętych”, a może bardziej przez Houellbeck’a w „Ulegości”. „Wojna macic” musi zostać wygrana przez islam, który nie jest skażony kulturowym marksizmem, poszukującym ataraksji w fizycznym zaspokojeniu ust, „których Epikura kryje wstyd nieszczery”. Nieupublicznianie danych o przynależności religijnej we Francji utrudnia szacunki, ale skoro, wedle dostępnych informacji w roku 2010 ok. 7.5%społeczeństwa wyznawało Proroka Mahometa, przy jednoczesnej laicyzacji części populacji, moment, w którym władzę  przejmie partia islamska, bazująca na ok. 20% wiernej jej populacji, należy ulokować w latach 2030-2040. Fakt ten wpłynie na kraje sąsiednie, zwłaszcza północne, protestanckie Niemcy, duchowo puste  i bezideowe. Można spodziewać się rozlania  islamskiej rewolucji na Niemcy, przejęcia władzy przez islamistów w Berlinie i landach protestanckich. W perspektywie może do doprowadzić do podziału Niemiec, odłączenia się Bawarii, być może wraz Badenią- Wirtembergią. W zawieszeniu pozostaną landy wschodnie, zlaicyzowane, ale nie spenetrowane tak silnie przez mahometan.

Na Wschodzie bez zmian?

Słaba po rozpadzie ZSRR Rosja, której próbę restauracji podjął Włodzimierz Putin, jest, co oczywiste, ekonomicznie niewydolna. Rewolucja łupkowa, geostrategiczne decyzje USA oraz kryzys COVID-19 powodują, że 150 mld USD rezerwy, jakie zgromadzono, może, wedle szacunków ekonomistów, nie wystarczyć do końca roku 2020. W sytuacji, gdy połowa rosyjskiego budżetu opiera się na eksporcie ropy i gazu, koszt  wydobycia baryłki waha się między 10 a 12 USD, prosty rachunek wskazuje, że o ile same przedsiębiorstwa wydobywcze kryzys przetrwają, to Rosja i jej budżet, w przypadku utrzymywania się niskich cen ropy, nie ma szans na zbilansowanie. W kraju, w którym tłumione są narodowościowe zarzewia buntu, w kraju, który nigdy nie przeszedł drogi zrozumienia swej imperialistycznej historii, co opisuje wybornie choćby Ewa M. Thompson („Trubadurzy imperium”) czy prof. Andrzej Nowak („Uległość czy niepodległość”), zbliżający się poważny kryzys ekonomiczny może spowodować rozdarcie Rosji po szwach granic narodowościowych. Kluczem do odpowiedzi o przyszłość Rosji jest polityka Chin i jej stosunek do pojawiającej się szansy podporządkowania rosyjskiego Dalekiego Wschodu. Jego kolonizacja i militarne opanowanie zmieniałoby całkowicie geopolityczne równanie. Chiny wychodząc z okrążenia powodowanego przez Japonię same zawładnąwszy Kamczatką i Sachalinem uzyskiwałyby strategiczną przewagę na północy Oceanu Spokojnego, a w dalszej perspektywie włączałyby się do gry na Oceanie Arktycznym.

Moim zdaniem, nie jest wykluczone w Rosji przesilenie, które doprowadzi do zmian na szczytach władzy i podziału kraju na szereg w miarę niezależnych od centrali regionów, zarządzanych przez lokalnych warlordów. W tym kontekście kluczowy dla Polski jest los Obwodu Kaliningradzkiego, o czym dalej.

Hegemoniczne starcie

O wojnie amerykańsko- chińskiej napisano już bardzo wiele. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeden element tej rywalizacji, często pomijany w dyskusji. Osią konfliktu jest walka o utrzymanie wiodącej pozycji USA w podziale pracy, a co za tym idzie zwrotów z inwestycji. Próba skrócenia łańcuchów dostaw, reindustrializacji Ameryki wydaje się spóźniona z jednej przyczyny: wymaga wykwalifikowanej siły roboczej, która jest skłonna pracować w fabrykach. Pytanie czy możliwe jest ponowne obudzenie potrzeby lotów międzygwiezdnych w pokoleniu zafascynowanym karierami youtuberów. Przywodzi to na myśl profetyczną wizję Stanisława Lema z „Powrotu  z gwiazd”. Jeśli nawet diagnoza Prezydenta Trumpa jest słuszna, to jej realizacja jest pracą dalece wykraczającą poza horyzont czasowy nawet dwóch kadencji prezydenckich. Zbyt długo trwało spokojne trzymanie się przez Chiny doktrynie 28 znaków, a szczególnie  Taoguang yanghui Deng Xiaoping’a.

Dodatkowo, faktyczne przejmowanie amerykańskiej gospodarki przez lobby banków, wyrażające się od lat kilkunastu w aktywności FED na rynku obligacji, a obecnie – w zaangażowaniu w ETF-y, nie wróży dobrze kapitalistycznym podstawom, które zbudowały potęgę USA. Mamy bowiem do czynienia z faktycznym przejmowaniem realnych aktywów przez wąską grupę interesów, dodatkowo przejmowaniem „za darmo”,  z pomocą pustych dolarów. Choćby te dwie okoliczności skłaniają do pytania czy przypadkiem Deng i następcy, stosując nauki Sun Tzu, nie zwyciężyli wroga bez jednego wystrzału. Wydaje się, że USA nie mają już innej drogi, niż konflikt kinetyczny.

Na starej mapie krajobraz utopijny

Zaczerpnąwszy podtytuł z genialnej płyty Jacka Kaczmarskiego, należy zadać sobie pytanie: co w tej sytuacji powinna robić Polska, by stać się terra felix, Sarmatią?

Wydaje się, że wiele okoliczności wskazuje na możliwość pojawienia się próżni geopolitycznej, jakiej dawno nie doświadczaliśmy. Potencjalny rozpad Rosji, który nastąpić może niebawem, następnie osłabienie i rozpad Niemiec to sytuacja porównywalna jedynie do słabości naszych sąsiadów w wieku XV czy chwilowej, wykorzystanej przez Polaków sytuacji w roku 1918.

Jakie powinny być geopolityczne cele i zadania Polski? Moim zdaniem kluczowe jest w pierwszej kolejności zwrócenie się na wschód i poczynienie realnych kroków w celu zbliżenia z Bialorusią. Ekonomiczny alians z Warszawy i Mińska mógłby uniezależnić Łukaszenkę od rosyjskiej ropy, a jednocześnie polskie inwestycje na Kresach byłyby przyjmowane jako cywilizacyjny awans, przez co łatwo można by zyskać zaufanie Białorusinów. Jednocześnie demograficzny kryzys i brak siły roboczej mógłby zostać powstrzymany możliwością wykorzystanie potencjału białoruskiego. Warto zauważyć, ze Polska nie ma z Białorusią konfliktów, a od kilku lat Przydent Łukaszenka wysyła sygnały z intencją zbliżenia. W praktyczny sposób o politycznej decyzji Mińska miałem okazję przekonać się w rozmowach z przedstawicielami białoruskich instytucji podczas gospodarczego forum Polska – Białoruś już 2 lata temu. Dla Prezydenta Łukaszenki i jego klanu unia z Polską nie grozi natychmiastowym podporządkowaniem i utratą władzy, co stwarza przestrzeń do rozmów.

Oczywista korzyść militarna, w postaci perspektywy otwarcia się na Bramę Smoleńską nie wymaga komentarzy. Warto jednak zwrócić uwagę, że silne polskie wpływy na Białorusi będą musiały zostać uwzględnione w Kijowie. Tam też powinny zostać skierowane kolejne kroki dyplomacji. W przypadku niemożności uzyskania realnego postępu na poziomie krajowym, rozważyć należałoby działania regionalne, polegające na wsparciu ekonomicznym i budowaniu więzi z zachodnią częścią Ukrainy. Polem, nomen omen, jest tutaj postępująca liberalizacja obrotu gruntami na Ukrainie.

Najtrudniejszym elementem w układance militarnej jest nawis Obwodu Kaliningradzkiego. Czytelnik może potraktować tezę, którą zaraz postawię jako zupełnie nierealną, ale bazując na przyjętym założeniu intelektualnego rozważania różnych możliwości, przyjmijmy, że Rosja podlega faktycznie kolejnej rewolucji i podziałom na poszczególne dzielnice. Obwód Kaliningradzki, z jednej strony przeładowany siłą militarną, z drugiej nie posiadający głębi strategicznej i nie będący w stanie gospodarczo przetrwać w izolacji jest „skazany” na Polskę. Dlatego już teraz powinny być podejmowane działania a poziomie wywiadowczym i lokalnym, w celu dyplomatycznego otworzenia możliwości swego rodzaju unii personalnej z Sambią. Lokalny warlord w Królewcu, w sytuacji upadku władzy w Moskwie może być skłonny do wejścia w militarny i gospodarczy alians z Polską, zwłaszcza gdyby Polska posiadała silne więzy z Białorusią.

Kolejne kierunki dyplomatycznej akcji, moim zdaniem powinny być skierowane do Ankary i Sztokholmu, a następnie Bukaresztu. Moim zdaniem, jeśli powyższe rozważania dotyczące Europy Zachodniej okazałyby się słuszne – stronnictwo europejskie w Polsce opiera swe działania na błędnych założeniach, gdyż nie ma w Europie siły, która jest w stanie przetrwać czekające nas turbulencje. W przypadku rozpadu Niemiec i przejmowania kolejnych landów przez islamistów, jedyną siłą, która jest skupić wokół siebie władzę jest mniejszość turecka. Casus piłkarzy Oezila i Gundogana (reprezentantów Niemiec) , którzy określili Recepa Erdogana „naszym prezydentem” był jaskółką zwiastującą wiosnę (Prezydent Erdogan był świadkiem na ślubie Oezila z miss Turcji). Zbliżenie Warszawy i Ankary jest niezbędne zarówno w celu koordynowania polityki wobec Rosji, jak i w przypadku potrzeby zaprowadzenia porządku na terenie pochłoniętych chaosem Niemiec.

Sztokholm i Bukareszt, nie rozwijając wątku są uzupełnieniem układanki, która wzmacnia Polskę a przesmyku bałtycko-czarnomorskim.

Z takim układem sojuszy, a nawet już sygnalizując podjęte w tym kierunku działania, Polska może mieć zupełnie inną pozycję negocjacyjną wobec USA. Polska może wtedy stać się jednym z krajów, do których USA mogą przenosić elementy łańcucha dostaw z Azji. Zasobna w relatywnie tanią siłę roboczą z Białorusi i Ukrainy, a jednocześnie rozwinięta technologicznie, przy odpowiednim dodatkowym transferze technologii Polska mogłaby stać się stabilnym i pewnym partnerem USA, nie zagrażającym globalnym interesom USA, stabilizującym Europę, a jednocześnie zbyt słabym, nawet w sojuszu z Turcją i Szwecją, by wpływać realnie na politykę światową.

W przypadku upadku Niemiec, Polska mogłaby stanowić rolę ośrodka stabilizacji, być może przejmując kontrolę polityczną nad częścią landów wschodnich, jak Saksonia, części Turyngii i Łużyc. W tym celu już dziś powinny zostać podjęte działania na polu integracji kulturowej. Wydaje się, że istnieją dwa kanały komunikacji, które doskonale nadają się do przygotowania ewentualnej integracji: wspólna historia saska oraz dziedzictwo komunizmu. Inteligentne rozgrywanie tych nut mogłoby stanowić dobrą podstawę ocieplenia wizerunku Polski. W dalszej perspektywie wizja Polski jako przedmurza chrześcijaństwa może być atrakcyjna jako element bezpieczeństwa ludności wschodnich landów Niemiec.

Imagine

Korzystając z kolejnego cytatu, tym razem z piosenki naiwnego politycznie muzycznego geniusza z Liverpoolu, chciałbym jeszcze raz wyraźnie podkreślić, że powyższe rozważania wydają się, moim zdaniem, niezbędnym elementem intelektualnej gry, która powinna toczyć się w Polsce. Nie należy bać się marzeń. Musimy  wreszcie zmierzyć się z imperialnym ego, które nosimy w sobie, a które spychamy w podświadomość, co wybornie pokazał dr Jan Sowa w „Fantomowym ciele króla”. Geopolityka jest grą o sumie zerowej, więc wierni leninowskiej zasadzie „Kto kogo”, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie: czy chcemy być gospodarzami naszego terytorium, czy jesteśmy na tyle dorośli, by porzucić mrzonki o raju na ziemi i końcu historii, czy dorośliśmy do tego, by zaakceptować, że w polityce międzynarodowej jedyną walutą jest siła, a jedynym motywem egoistyczny interes? Jeśli nie, nie uchronimy się przed traktowaniem nas przedmiotowo i będziemy dalej brnąć w martyrologiczne wątki, twierdząc, że historia źle nas traktuje. Twórzmy ją zatem, a nie czekajmy, aż nas ulepi.

Jan Smuga

(tekst napisany w maju 2020 roku)