Kiev trap?

Siła decyduje w realiach anarchii międzynarodowych stosunków. Dopóki realna siła nie zostanie użyta decyduje jej percepcja.

Siła czy percepcja siły?

KRÓTKO (STRESZCZENIE):

Siła decyduje w realiach anarchii międzynarodowych stosunków. Dopóki realna siła nie zostanie użyta decyduje jej percepcja. Moim zdaniem niewykluczone, że Amerykanie celowo wciągnęli Rosję w wojnę na Ukrainie – po to, by zniszczyć sojusznika Chin przed prawdziwym starciem, jakie USA czeka. Moim zdaniem wojna amerykańsko -chińska (i poboczna polsko-rosyjska) wybuchnie w okolicach 2025-2026.

SZCZEGÓŁY:

Po ponad 150 dniach walk na Ukrainie, gdy coraz bardziej widoczne są rosyjskie problemy, pojawia się pokusa postrzegania sytuacji aktualnej jako z góry zaplanowanej przez jedną ze stron konfliktu. Wojna ma wszak to do siebie, że jest pokerowym „sprawdzam” dla aktorów. Przed wybuchem kinetycznego konfliktu trwa gra pozorów, prężenie muskułów, blefy w gabinecie krzywych luster. Liczy się wtedy percepcja siły własnej i przeciwnika. Na bazie subiektywnej oceny aktorzy podejmują decyzje, które testowane są realnie w chwili fizycznego starcia. W tym momencie realnie mierzona siła staje się walutą w miejsce percepcji siły.

Kiev trap? Perspektywa amerykańska

Obserwując problemy Rosji w osiąganiu jakichkolwiek celów militarnych, jak i politycznych, przy jednoczesnej analizie zachowań Białego Domu zimą 2021/2022 pojawia się pytanie na ile obecny stan rzeczy mógł być zaplanowany przez USA? Amerykanie co najmniej od grudnia 2021 w sposób jawny i otwartym tekstem komunikowali światu, że rosyjska inwazja na Ukrainę jest nieunikniona. W jednym z wywiadów, mający mocne korzenie w CIA dr Jacek Bartosiak przyznał, że sam był wielokrotnie ostrzegany przez towarzyszy amerykańskich o tym, że wojna wybuchnie. W doskonałej pracy Wes’a Mitchell’a „Strategic Sequencing: How great powers avoid multi-front war” autor analizuje historyczne przykłady Bizancjum, Wenecji, Austro-Węgier i Wielkiej Brytanii w sytuacjach podobnych do tej, w jakiej znalazły się USA w drugiej i trzeciej dekadzie XXI wieku. Dominujące mocarstwo jest konfrontowane z zagrożeniem, którego do tej pory nie spotkało – pojawia się realny, równorzędny przeciwnik. Zarówno historycznie, jak i dziś w przypadku USA skonfrontowanych z rosnącą potęgą Chin, mocarstwo musi zdecydować czy zwrócić się przeciwko głównemu konkurentowi, zwalczać jego giermków czy może przyjąć strategię wewnętrznej konsolidacji.

Opisana powyżej pokusa polega na przyjęciu, że USA zdecydowały się na utrącenie głównego sojusznika Chin – Rosji w sposób taki, by w głównej rozgrywce pozbawić chińskiego smoka wsparcia z Moskwy. Metodą, która miałaby prowadzić do osiągnięcia tego celu jest wojna na Ukrainie, która wyniszcza rosyjski potencjał, degradując Rosję do poziomu regionalnego średniaka.

Przeciwko tej tezie wysunąć można wiele zarzutów: USA nie mogły przewidzieć zachowań Ukraińców – przecież Prezydent Zełeński mógł skorzystać z „podwózki” zamiast tkwić w oblężonym niemal Kijowie, przecież niższe morale Ukraińców mogło doprowadzić do upadku władzy nad Dnieprem itd itp. Wyjdaje się jednak, że możliwe jest, iż Amerykanie brali pod uwagę realny scenariusz długotrwałej wojny partyzanckiej, zaopatrywanej z Polski. Wiedząc, że Rosja po reformach Serdiukowa-Szojgu nie posiada wystarczającej ilości piechoty mogli liczyć na to, że nawet jeśli władza w Kijowie upadnie, a Niemcy z całą powagą Schadenfreude będą głośno protestować nie robiąc nic realnie, to jednak partyzancka wojna na Ukrainie stanie się drugim Afganistanem, który zmusi Rosję do ciągłej atencji na jej zachodnich rubieżach.

Okazało się, że rosyjska percepcja własnej i ukraińskiej siły – zawiodła. „Miękka ofensywa” (by nie zabijać zbyt wielu Ukraińców) miała doprowadzić do szybkiej zmiany reżimu, a jednocześnie nie antagonizować Ukrainy nadmiarem ofiar. Podjęte przez Moskwę ryzyko doprowadziło do porażki i konieczności użycia metod rodem z II w. św., by próbować uratować twarz.

Wydaje się zatem, że USA obecnie dostały więcej niż liczyły. Pojawia się bowiem szansa na rozpad Rosji. Skoro taki wierny akolita jak Kadyrow zaczyna grę o samodzielność, obliczoną na rozpad Rosji, to znaczy, że scenariusz ten nie jest odległy. „Dawno temu”, tj. przed dwoma laty pisałem o tym TU.

Co to oznacza? Moskwa (verba Suszencow) „nie może przegrać”. Kiedy zatem „może” przegrać? Gdy przestanie istnieć… Moim zdaniem to, że USA będą obecnie wspierać Ukrainę w takim zakresie, by doprowadzić do przesilenia w Moskwie, częściowej destrukcji systemu władzy, jednak na tyle bezpiecznie, by nie doszło do proliferacji broni jądrowej. Igranie z ogniem na beczce prochu, ale zdaje się, że innego rozwiązania nie ma(o czym niżej).

Chiny- wielki nieobecny czy szara eminencja?

Kilka dni po wybuchu wojny pisałem o Chinach jak o nowym Stalinie, uśmiechającym się spod wąsa 23 sierpnia 1939 roku. Ta teza nie straciła na aktualności. Nadal uważam, że Chińczycy byli ręką, która nakręciła moskiewską spiralę emocji. Bardzo ciekawie o tym opowiada w podcaście Jacoba Shapiro Andrej Suszencow, pokazując emocje na Kremlu i perspektywę Rosjan.

Chińczycy liczyli na definitywne złamanie spójności NATO, pozbawienie USA sojuszniczej wiarygodności. Gdyby udał się planowany blitzkrieg i zmiana rządu w Kijowie, „z bólem” przyjęta w Berlinie, to Chiny wzięłyby całą pulę – oficjalnie neutralne, działając przez pomocnika złamałyby strukturę bezpieczeństwa Zachodu, jednocześnie wywołując popłoch na Tajwanie, w Tokio i w Australii.

Czy dziś Chiny przegrywają? Niekoniecznie. Wydaje się, że wiele racji ma J. Mearsheimer mówiąc, że USA traci siły w walce z drugorzędnym przeciwnikiem. Chiny, niezaangażowane, co prawda tracą wsparcie Rosjan, ale relatywnie, wobec USA niekoniecznie słabną. Wszak to Amerykanie wysyłają własną i sojuszniczą broń nad Dniepr. Zasoby chińskie się pomnażają.

Na Zachodzie bez..

W Berlinie przerażenie zaczyna osiągać rozmiary niespotykane od czasów scen z filmu „Der Untergang”. Upadł mit poważnego państwa niemieckiego, które w schoredingerowskim paradygmacie trzyma wszystkie opcje na stole. Rozwój wydarzeń podważył nie tylko niemiecki prymat w UE, ale przede wszystkim pokazał, po raz kolejny w historii zresztą, że pycha (zwłaszcza niemiecka) kroczy przed upadkiem. Trudno dziś znaleźć rozwiązanie problemów z puntku widzenia Berlina. Jawne zwrócenie się ku Moskwie oznaczałoby jawną wrogość w Polsce i na flance wschodniej, kunktatorskie wyczekiwanie obnaża słabość Scholza et consortes i tylko czekać, aż ktoś krzyknie, że „król jest nagi”. Oparta na tanich surowcach, kolonialnym wyzysku Polski i Europy Środkowej, eksporcie niemiecka gospodarka trzeszczy w posadach. Stąd moje pytanie: kiedy upadną Niemcy?

Co dalej?

Prognozowanie jest trudniejsze niż opis stanu zastanego. Nie w tym rzecz, by bawić się we wróża, lecz na podstawie realnych okoliczności spróbować ocenić co jest najbardziej prawdopodobne. Percepcja słabości NATO uruchomiła rosyjską spiralę oczekiwań i doprowadziła do wojny. Moskwa przeliczyła się zarówno co do oporu Ukraińców, jak i wciąż istniejącej jedności NATO.

Moim zdaniem USA „poczuły krew” i wskutek sprzyjającego obrotu spraw uznały, że jest okazja, by Rosję „dobić”. Ktoś powie, że przeczy temu jednak ostrożne szafowanie dostawami broni, ale z drugiej strony wyraźna jest tendencja, w oparciu o opisywany (cytowny powyżej) schemat Wes’a Mitchell’a, by doprowadzić do neutralizacji głównego sojusznika Chin zanim dojdzie do prawdziwej konforntacji. W tym kontekście uważam, że USA po osłabieniu Rosji, wzmocnieniu Polski, zagrają kartą „smoleńską” za ok. 3 lata i zwiążą siły rosyjskie w walkach między Bugiem, Niemnem i Dnieprem (O tym, co powinna zrobić Polska – w osobnym wpisie).

Ukraińcom należy się pokojowa nagroda (może nie skompromitowanego Nobla, ale pokojowa) – swoją bohaterską postawą uchronili świat od wojny. Przynajmniej chwilowo. Gdyby nie wygrana bitwa kijowska mielibyśmy zapewne już dziś hegemoniczne starcie o Tajwan, które nie wiadomo czym by się zakończyło.

Rosja, która zaczynała starcie licząc na wyrąbanie sobie własnej strefy wpływów, licząc na przeciągnięcie Ukraińców na swoją stronę (jak twierdzi Suszencow Rosjanie nie chcieli antagonizować Ukraińców, stąd „miękka” wersja ataku w pierwszych tygodniach inwazji; liczono na szybkie zwycięstwo i ograniczenie liczby ukraińskich ofiar). Wydaje się, że niewiele brakuje do złamania kręgosłupa rosyjskiego projektu imperialnego. Nadwyrężony projekt Moskwy będą „musieli” dobić Polacy w latach 2025-26.

USA nie mają (niestety) wyjścia innego niż konfrontacja z Chinami. Po zwycięstwie nad Rosją zimą 2022/23 przyjdzie chwila odprężenia i refleksji, zakończona decyzją o otwartym konflikcie z Pekinem – dopóki jest nie jest za późno. Moim zdaniem, cytując Stachurę, „już jest za późno”. Nie wiem, jak skończy się wojna USA z Chinami w latach 2025…- 2027-2030? Ale pewne jest to, że świat nie będzie taki sam.

Polska, Turcja, Australia, Iran i Japonia mają największe szanse, by tę wojnę wygrać.

Niemcy i Francja – chyba już nie istnieją realnie. To tylko „fantomowe ciało” imperium.

Wielka Brytania jest niewiadomą. Podobnie jak jej była kolonia – Indie.

Jan Smuga

26.07.2022, g. 20:11

Dodaj twój →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.