Dlaczego wolę wojnę od pokoju

W interesie Polski jest dziś pomoc Ukrainie, lecz nie szybkie zakończenie wojny. Z każdym ginącym, po obu stronach frontu żołnierzem czy zniszczonym czołgiem – realatywna siła Polski rośnie.

Jaki ma być układ sił po wojnie ukraińsko-rosyjskiej?

KRÓTKO:

W interesie Polski jest dziś pomoc Ukrainie, lecz nie szybkie zakończenie wojny. Z każdym ginącym, po obu stronach frontu żołnierzem czy zniszczonym czołgiem – realatywna siła Polski rośnie. W dalszej perspektywie, celem Polski jest pozbawienie – w pierwszej kolejności Rosji, a dalej Ukrainy zdolności blokowania polskich interesów na pomoście bałtycko-czarnomorskim.

SZCZEGÓŁY:

Nie emocje, lecz brutalna rzeczywistość

W przestrzeni publicznej w Polsce mamy do czynienia, po 24 lutego, z ożywioną dyskusją na temat możliwych scenariuszy wojny, przewidywań co do planów Rosji, Putina. Jest to samo w sobie zjawisko korzystne, w którym dostrzec można coraz więcej głosów realistów, choć nadal, niestety, dominują emocje.

Nie wojna, a pokój

Decydując się na zaangażowanie w pomoc Ukrainie, polskie władze powinny kierować się zasadą, która polega na aktywnym kształtowaniu ładu, który wyłoni się już po wojnie, a nie samym przebiegiem walk. Należy patrzeć z perspektywy późniejszego pokoju, a nie dzisiejszej wojny (wygrać pokój). Ilość ofiar, bestialstwa rosyjskie, są politycznie bez znaczenia i polskie władze mają obowiązek nie brać tych czynników pod uwagę. Jedynym kryterium jest miejsce Polski w ładzie światowym po wojnie. Jest oczywistym, że nie należy publicznie artykułować tych celów wprost, ale dobierać retorykę pasującą do celów, obranych na podstawie twardych realiów polityki.

Wśród kilku cennych analiz co do możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji na Ukrainie warto zwrócić uwagę na doskonały tekst Krzysztofa Zagrody, oraz równie dobry Marka Budzisza – oba na portalu Strategyandfuture.org

Wojna lepsza niż pokój (dziś)

Autorzy rozważają kilka możliwych scenariuszy, w uproszczeniu: zwycięstwo Ukrainy, zamrożenie konfliktu, zwycięstwo Rosji.

O ile K. Zagroda wprost uznaje wariant zwycięstwa Ukrainy i rozpadu Rosji za najkorzystniejszy dla Polski, argumentując jednocześnie, że wariant ten jest nie do przyjęcia dla USA i świata anglosaskiego, o tyle M. Budzisz wydaje się być bardziej zdystansowany wobec korzyści dla Polski płynących z realizacji tego scenariusza, słusznie wskazując, że wymaga on zwiększonego udziału naszego kraju, a zatem podwyższonego ryzyka gorącej konfrontacji z Rosją.

Obaj autorzy jednak zgodnie twierdzą, że wariant zamrożonego, przedłużającego się konfliktu jest dla Polski niekorzystny. Nie zgadzam się z tymi opiniami.

W rachunku strategicznym, nawet ci, doskonali analitycy zdają się patrzeć jedynie na jedną stronę równania, tj. unicestwienie Rosji, zapominając, że będąca obecnie w dobrych stosunkach Ukraina posiada wiele sprzecznych z Polską interesów, o możliwych sporach granicznych nie wspominając. Rychły koniec wojny i wyparcie Rosjan, zwiększyłoby, i tak już rosnący, nacjonalizm ukraiński. Nie wydaje się, by, nawet w świetle olbrzymich strat materialnych, Kijów był w stanie zaakceptować wtedy pozycję junior partnera w relacji z Polską. Jak wynika z geografii i rachunku strategicznego na pomoście bałtycko- czarnomorskim nie ma miejsca dla dwóch dominatorów. Rozważając nieuchronność starcia z Rosją, należy, w dalszej perspektywie uwzględniać to, że w przypadku rozpadu Rosji, to konflikt polsko-ukraiński stanie się kwestią czasu.

Zwycięstwo Ukrainy i rozpad Rosji jest dla Polski korzystny, ale po możliwie długim, wyniszczającym konflikcie, który zarówno dostatecznie mocno zrujnuje Ukrainę, jak i w końcowym efekcie doprowadzi do rozpadu Rosji, tworząc próżnię, możliwą do zapełnienienia przez Polskę (o czym pisałem TUTAJ ). Wariant ten niesie dla Polski ryzyko w postaci zmiany władz w Rosji na „demokratyczne” (o zagrożeniu dla Polski ze strony Nawalnego).

Długa, wyniszczająca oba kraje wojna spowoduje, że żaden z nich nie będzie dla Polski, w dającej się przewidzieć perspektywie, zagrożeniem. W scenariuszu tym rośnie relatywna siła Polski, która, jak każdy kraj, jest tak silna jak słabi są jej sąsiedzi.

USA lepiej wie co dobre, Polsko

Na szczęście dla Polski, moim zdaniem, interes USA jest w tym zakresie zbieżny z naszym. O ile USA niespecjalnie przejmują się przyszłością Ukrainy (złośliwi twierdzą, że będą walczyć o demokrację na Ukrainie do ostatniego ukraińskiego żołnierza), o tyle chcą, aby Rosja odniosła straty relegujące ją z grona wielkich mocarstw, czy raczej 2. Ligi, w której się ona znajdowała i redukcję Moskwy do poziomu lokalnego gracza. Wydaje się, że przeważa właśnie w USA opinia, że nie należy, przynajmniej w tej chwili, dążyć do jednoznacznej porażki Rosjan. Świadczy o tym choćby decyzja o nieprzekazywaniu Ukrainie systemów rakietowych dalekiego zasięgu, którymi razić mogłaby Rosjan na ich terytorium.

Być może Amerykanie „grają” już pod układ pokojowy, uważając, że nadmierne wzmacnianie Ukrainy nie jest w ich interesie.

First we fight with Moscow, later we take care of Kiev..

Powyższe nie oznacza, że Polska, miałaby zaprzestać pomocy Ukrainie. Obecnie, Rosja wciąż jest silna, choć będzie coraz mocniej odczuwać sankcje ekonomiczne i mieć trudności  w produkcji i naprawie sprzętu wojskowego (trudno powiedzieć, czy pojawiające się informacje o używaniu chipów ze sprzętu AGD to „kaczka” czy jest w tym ziarno prawdy) .

Dalsza, intensywna pomoc Ukrainie oraz lobbowanie za odcinaniem Rosji od rynków jest – dziś – w interesie Polski. Do dyskusji jest moment, w którym pomocy tej należałoby zaprzestać. Wydaje się, że będzie to w chwili, gdy: a) dewastacja Ukrainy będzie tak zaawansowana, że w dającej się przewidzieć perspektywie Ukraina nie będzie w stanie odbudować potencjału demograficznego, ekonomicznego czy militarnego, b) w Rosji widoczne staną się ruchy odśrodkowe, rozrywające to państwo po szwach narodowościowych. Wobec faktu, że oba te warunki nie spełnią się zapewne w jednym momencie, zniszczenie Ukrainy jest już zaawansowane, a także ze względu na fakt, że cel rosyjski jest, w tym momencie ważniejszy – to on powinien wyznaczać kres polskiej pomocy dla Kijowa. Należy jednak (podobnie jak onegdaj) brać pod uwagę wszelkie scenariusze, w tym scenariusz współdziałania z Rosją. Przygotowując się do możliwego rozpadu Rosji powinniśmy, już dziś (wczoraj) zintensyfikować działania na odcinku królewieckim.

…then we take Berlin

Nie brnąc w sanacyjne, megalomańskie wizje, trzeba też realnie rozważać rozpad Niemiec, który rysuje się na horyzoncie. O czym w kolejnym w wpisie.

Ps.

Powyższe rozważania nie traktują o polskiej sprawczości, nie uwzględniają interesów innych graczy, często interesów sprzecznych z polskim. Jest to jedynie próba zakreślenia grubą kreską strategii z horyzontem dłuższym niż następny miesiąc i opartej na realnych interesach Rzeczpospolitej, a nie emocjach, jakie wywołują przytulaski Prezydentów Dudy i Zełeńskiego (swoją drogą – słuszne i godne pochwały dziś działania Prezydenta Polski).

Tytuł tekstu – jest oczywiście prowokacją. Oczywiście, ludzko patrząc, nie wolę wojny. Prawidła realnej polityki międzynarodowej nie mają jednak nic wspólnego z naszymi uczuciami.

Jan Smuga

05.06.2022, g. 21.20

Dodaj twój →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.