Czy komunista Bergoglio jest papieżem?

Czy kardynał Bergoglio jest papieżem? A komunistą?

Rozważania na tle książki T. Terlikowskiego „Koniec Kościoła, jaki znacie”

Sięgałem po tę książkę z mieszanymi uczuciami, ze sformatowaną medialnym przekazem świadomością co do autora Tomasza Terlikowskiego. Przyznaję, że niewiele czytałem jego publikacji, ale dominujący w mediach (i to nie tzw. głównego nurtu) przekaz, że to katotaliban, „konserwa”  i oszołom działały uprzedzająco. Tym bardziej miłym zaskoczeniem okazała się treść książki „Koniec Kościoła, jaki znacie”. Rzetelna analiza mocnego wirażu, nie pierwszego przecie, na jakim znalazł się Kościół Katolicki. Napisana z miejsca człowieka, któremu zależy na dobru instytucji, ale zaskakująco krytyczna.

Świat który się zmienił

Jak pisze autor (ten i kolejne cytaty z komentowanej książki): „Od drugiej połowy wieku XX, szczególnie zaś od lat 60., nasze hierarchie moralne uległy dosłownemu odwróceniu. W przeciągu kilku lat w odniesieniu do zachowań jednostek oraz aktów społecznych zło nierzadko stawało się dobrem i odwrotnie, niegdyś odrzucane wzorce są teraz wychwalane, zaś niegdysiejsze ideały – kwestionowane. W świecie naszych ojców kolonizacja była działaniem szlachetnym i godnym uznania, podobnie jak tortury i kolejne wojny; dziś kolonizacja i tortury to działania szatańskie, wojna w dużej mierze również. Homoseksualizm był zakazany i otoczony pogardą, a dzisiaj jest nie tylko usprawiedliwiony, ale wręcz chwalebny. Aborcja, niegdyś uznawana za przestępstwo, jest dziś uprawomocniona i zalecana.”

Jak zauważa Terlikowski „Logika współczesnej debaty i organizacja społeczeństwa określana jest więc przez zupełnie inny model myślenia i odbioru rzeczywistości niż ten, który ukształtował chrześcijaństwo (i który chrześcijaństwo kształtowało), co oznacza, że dotychczasowy model komunikacji, a nawet pytania, na które chrześcijaństwo odpowiadało (z powodzeniem), przestały być zadawane, w konsekwencji zainteresowanie odpowiedziami przestało istnieć.

Cywilizacja „mli mli”

Nieśmiertelny S. Lem w „Powrocie z gwiazd” opisuje w genialny sposób nasz dzisiejszy (a może jutrzejszy?) świat, w którym dominuje prymat „ciepłej wody w kranie”, unikania cierpienia, szukania przyjemności, wyzerowania agresji w ramach postępu. Niejako kontynuując (może nieświadomie nawet) rozważania geniusza z Krakowa, Warszawianin zadaje pytanie „o sens cierpienia, które od tysiącleci było jednym z najistotniejszych pytań każdej religii. Świat współczesny zastąpił je pytaniem o to, jak cierpienia uniknąć, jak przed nim uciec, jak je zlikwidować; pytanie o jego sens traktuje zaś w istocie jako usprawiedliwienie bólu, niesprawiedliwości czy choroby. I choć najprzenikliwsi diagności współczesnych chorób – jak Michel Houellebecq – wskazują, że świat bez cierpienia będzie światem gorszym, bo pozbawionym prawdziwej miłości – to nawet czytelnicy ich książek w rzeczywistości, w konkretnych działaniach, odrzucają tę diagnozę.”

Patologia i jej źródła

Wiele w książce jest wątków dotyczących patologii, głównie seksualnych, jakie ujawniono w ostatnich dziesięcioleciach. Przywołuje autor raport ws. Theodore’a McCarricka opublikowany przez Stolicę Apostolską, pisząc, że „w identycznej sytuacji znajdował się Kościół w czasach Marcina Lutra”, a „oczyszczenie, które się dokonało w postaci kontrreformacji (przy pełnej świadomości także jej słabych punktów), skupiło się na przyczynach, a nie skutkach kryzysu. Jeśli nasze oczyszczenie ma być skuteczne, to teraz musi być podobnie.”

Skandale seksualne są faktem, w Polsce głośna była przecież sprawa arcybiskupa Paetza. Jak pisze autor przyczyną jest fakt, że „ każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie”, a „niestety, nikt nie przewidział – i to jest cena, którą zapłacił Kościół katolicki – że tak pojęty, funkcjonujący na granicy wszechwładzy autorytet może doprowadzić do tego, że część księży – zwłaszcza ci słabi, o zaburzonej już seksualności i osobowości – uwierzy, że wszystko jest dozwolone”, a przecież „tego rodzaju sprawy uświadamiają również, że jedynym źródłem świętości w Kościele jest Jezus Chrystus. Ludzie zawsze są grzeszni, ich losy skomplikowane, a w dziełach trzeba oddzielić to, co Boże, od tego, co ludzkie i grzeszne.”

Diagnoza

Autor twierdzi, że głęboką przyczyną obecnego kryzysu jest klerykalizm, sakralizacja urzędu w Kościele i samej instytucji Kościoła. „Świętość Kościoła, która pochodzi w całości od Jezusa Chrystusa i jest niczym niezasłużonym darem dla niego, rzutowana jest na samą instytucję”.

Bergoglio czy Franciszek?

Przytacza T. Terlikowski hipotezy „części katolickich publicystów, a niekiedy nawet teologów, którzy próbują przekonywać albo – jak Antonio Socci – że Franciszek w istocie nie jest papieżem, albo że obecnie mamy do czynienia z absolutnie nietypową sytuacją i mamy dwóch papieży (jeden pełni urząd, a drugi jest niejako papieżem modlitwy i kontemplacji). Taką ideę zaprezentował nawet osobisty sekretarz – do pewnego momentu – obu papieży arcybiskup Georg Gänswein”. Jest bowiem tak, że „teologia katolicka zaś, podobnie jak prawo kanoniczne, nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, że papież może być tylko jeden, a jest nim aktualnie sprawujący urząd. „

W tym miejscu nie zgadzam się z autorem. Co prawda obecny Kodeks Prawa Kanonicznego w art. 332 przewiduje możliwość rezygnacji papieża, ale nie zawsze tak było. Niemal do końca XIII wieku takiej możliwości nie przewidywano, a spór na tym tle rozgorzał po abdykacji Celestyna V. Jak pisze ks. Piotr Majer, „stała się ona „przyczynkiem do wprowadzenia do kanonicznego porządku prawnego przepisu o możliwości złożenia rezygnacji przez Biskupa Rzymskiego. Do końca XIII wieku nie było to bowiem jednoznaczne. Niektórzy średniowieczni kanoniści nie dopuszczali
takiej możliwości, argumentując, iż papież nie może zrezygnować z pełnionej funkcji, jako że nie ma wyższej od niego instancji, która mogłaby taką rezygnację przyjąć: Sancta Sedes a nemine iudicatur. Dowodzono ponadto, że papież jest nierozłącznie związany ze Stolicą św. Piotra na podobieństwo węzła małżeńskiego, którego nikt, oprócz śmierci, nie może rozwiązać”. Tego wątku wprost T. Terlikowski nie porusza, ale profesor Stefano Viola z uniwersytetu w Lugano przeanalizował tekst rezygnacji Benedykta XVI i doszedł do wniosku, że Benedykt XVI zrezygnował z posługi („renuntiatio ministerio“), natomiast nie zrezygnował z urzędu („renuntiatio muneri“), jak wymaga tego prawo kościelne. Nie przestał więc być papieżem, ale przestał pełnić czynną formę posługi papieskiej. Tego pytania prof. Viola nie zadaje, ale ja mam ten komfort: czy w tej sytuacji wybór Bergoglio był ważny? Moim zdaniem – nie. Prawo kanoniczne nie przewiduje możliwości wyboru drugiego papieża.

Komunista Bergoglio

Trzeba przyznać, że T. Terlikowski jest bardzo łagodny w ocenie społecznej nauki rezydującego w Watykanie kapłana, którego nauczanie bliższe jest prymitywnemu „róbta, co chceta„, niż tradycji Kościoła. Jak pisze autor „faktem jest bowiem, że dla części konserwatywnej prawicy od dawna linia obecnego pontyfikatu (uznawanego za skrajnie lewicowy), zaangażowanie Kościoła w obronę migrantów (to akurat element niezmienny) czy korekty, a nawet radykalnej zmiany w nauczaniu Kościoła, są trudne do zaakceptowania”, a „Franciszek wskazuje główne zagrożenia współczesności. Jego zdaniem przede wszystkim jest nim „bezbożny kapitalizm”.”

Sam Bergoglio twierdzi, tu moja ocena – z zapałem godnym socjaldemokraty, by nie powiedzieć komunisty, że „istnieje pilna potrzeba prowadzenia aktywnej polityki gospodarczej, mającej na celu «promowanie gospodarki sprzyjającej różnorodności produkcyjnej i kreatywności przedsiębiorczości», tak aby można było zwiększyć, a nie zmniejszyć liczbę miejsc pracy.” Niewątpliwie Bergoglio posługując się typową dla lewicy nomenklaturą i wykazując troskę o „człowieka pracy” a nie człowieka samego w sobie, ukazuje swoje lewicowe lico. Pogrąża go, jako katolika „kwestia podejścia do kary śmierci, którą Franciszek uznał za niedopuszczalną. Tymczasem jeszcze jego poprzednicy – Jan Paweł II i Benedykt XVI – choć uznawali, że nie ma powodów, by ją wykonywać, określali jako moralnie możliwą, a przez dwa tysiące lat ogromna większość kościelnych autorytetów przyjmowała ją za w pełni godziwą, a nawet konieczną.”

Wojna na Ukrainie

T. Terlikowski, pisząc książkę (przed wojną rosyjsko-ukraińską), poruszył kwestię stosunku Bergoglio do wojny. Jak pisze autor istotna jest „otwarta przez dokumenty Franciszka debata nad adekwatnością stosowania pojęcia „wojny sprawiedliwej” we współczesnym chrześcijańskim (i nie tylko) nauczaniu moralnym. W tym kontekście warto czytać zawarte w encyklice Fratelli tutti uwagi dotyczące tego właśnie problemu. Franciszek, choć sprawa jest przez niego stawiana niezwykle ostro, rozpoczyna od uważnej analizy obecnych warunków i usprawiedliwień wojen, w tym zagadnienia wojny sprawiedliwej. „Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o możliwości uprawnionej obrony przy użyciu siły zbrojnej, co oznacza wykazanie, że istnieją pewne «ścisłe warunki uprawnienia moralnego»” – zauważa papież i dodaje, że „łatwo jest jednak popaść w zbyt szeroką interpretację tego możliwego prawa”.

Skandaliczne, moim zdaniem, wypowiedzi Bergoglio w kontekście agresji Rosji na Ukrainę są, w moim rozumieniu, konsekwencją naiwnej mentalności dziecka, albo, jak to zwał Lenin „poljeznewo idioty”, który krzyczy: „Nigdy więcej wojny!”. Możliwość, że Bergoglio jest po prostu na liście płac GRU odrzucam. Terlikowski profetycznie pyta: „Co to oznacza? Odpowiedź jest prosta. Franciszek nie tyle odrzuca samą kategorię wojny sprawiedliwej, ile wskazuje, że w zmiennych okolicznościach nie da się jej racjonalnie i moralnie stosować, a charakter współczesnych wojen uniemożliwia zapobieganie eskalowaniu konfliktów” i jednocześnie autor przytomnie, niemal profetycznie zauważa, że „nie da się obronić niewinnych cywilów bez zaangażowania środków militarnych. „

Warto przeczytać

Warto sięgnąć po pozycję T. Terlikowskiego, zarówno z miejsca katolika, próbującego odnaleźć się w rozpięciu między wiarą, a błędami instytucji, jak i niewierzącego, dociekającego mechanizmów poruszających świat. Autor stawia, jak mniemam, tezę, że drogą wyjścia z kryzysu jest niejako desakralizacja kapłanów, jako ludzi, zaakceptowanie ich grzeszności, przy jednoczesnym dopuszczeniu „ludu” do głosu (vide: synody). Moim zdaniem łatwego wyjścia nie ma. Zaryzykuję stwierdzenie, że Duch Święty, obecny przecież zgodnie z wiarą katolicką w wyborze papieża, tak pokierował kardynałami, by na Tronie Piotrowym zasiadł uzurpator, komunista, antychryst niemal, który zniszczy, doprowadzi do upadku Kościół jako instytucję. Dopiero na tych gruzach odbuduje się nowy Kościół. Być może nie ma już innej drogi.

„Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je”.

Jan Smuga

02.05.2022, g. 0:22

P.S.

Tekst powstał w przeddzień ukazania się słynnego wywiadu, w którym mowa o „szczekaniu NATO”. Wydaje się, że, jak pisze T. Terlikowski, faktycznie to koniec Kościoła, jaki znaliśmy. Kardynał Bergoglio przekroczył Rubikon. Niestety tą wypowiedzią przejdzie do historii.

05.05.2022, g. 21:34

Dodaj twój →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.