Jaki jest plan Rosji?
STRESZCZENIE:
Plan Rosji polega na oskrzydleniu Polski na kilku geostrategicznych kierunkach: z Galicji, na Przesmyku Suwalskim, spod Braniewa. W tym celu niezbędne jest podporządkowanie Białorusi i Ukrainy, co następuje. Powyższe generuje możliwość kierowania atencji Polski poprzez tlące się konflikty graniczne w stronę spraw drugorzędnych („imigrantów”) i możliwość ataku z różnych stron, co jest powtórzeniem manewru Hitlera, po zajęciu Czechosłowacji, z lat 1938-39. Za tym może pójść podważenie spójności NATO w przypadku, gdy osłabiona i otoczona Polska nie zdecyduje się pomóc zaatakowanym państwom bałtyckim. Po zdezawuowaniu wartości Art. 5 NATO przyjdzie w 2025-26 roku czas na kinetyczny konflikt z Polską.
SZCZEGÓŁY:
O konflikcie granicznym, tudzież rozpoczętej (rozpoczynającej się?) wojnie polsko-rosyjskiej pisałem kilka dni temu reportażowo z Sokółki.
Wspomniałem też w tym tekście, że być może prawdziwym celem – na tym etapie wojny – nie jest Polska per se, ale Ukraina. Warto zatem, podążając za tą myślą wskazać na kilka okoliczności.
Koncepcja łańcucha eskalacji w rosyjskiej doktrynie
Rosyjska kultura strategiczna już od lat 70’ XX wieku, pod wpływem prac Nikołaja Ogarkowa (o czym ciekawie pisze M. Budzisz) ewoluowała w kierunku rozwoju koncepcji eskalacji wojny („łańcucha eskalacji”). Historyczne korzenie tego prądu wywodzą się z faktu, że po II wojnie światowej dominowało przekonanie o nieuchronności konfliktu jądrowego. To całkowicie zmieniało paradygmat prowadzenia wojny. Druga wojna światowa była starciem potencjałów przemysłowych wyposażających masy żołnierzy w sprzęt, co prowadziło do długotrwałych zmagań na wyniszczenie zasobów przeciwnika. W tym zakresie, nawet przy uwzględnieniu zmian wynikających z rozwoju techniki, skutkujących dużo większą mobilnością armii i zwiększającą się rolą elementu zaskoczenia, II wojna była przedłużeniem metod z lat 1914-18. Pojawienie się broni jądrowej, jej rozwój i nagromadzenie do lat 60-70’ XX wieku powodowało, że rozwijana w latach 30′ i 40′ koncepcja szybkich, wyprzedzających uderzeń skutkowała drastycznym skróceniem niezbędnego czasu reakcji przez zaatakowanego. W skrajnych przypadkach bowiem czas adekwatnej odpowiedzi wynosiłby ok. kilkunastu minut, po których ewentualny błąd w ocenie i brak uderzenia odwetowego – praktycznie kończyłyby konflikt. Wobec zagrożenia obopólnego zniszczenia jądrowego obu stron konfliktu: USA i ZSRR, paradoksalnie wojna z użyciem broni atomowej była coraz mniej prawdopodobna. Każda ze stron zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że taki atak oznacza poniesienie olbrzymich strat po własnej stronie, w tym strat w ludności cywilnej, co musiałoby skutkować dużym sprzeciwem społecznym, by nie powiedzieć utratą władzy przez podejmującego tego typu decyzję władcy. Rozważano więc w grach wojennych i teorii kiedy, w przypadku konfliktu metodami konwencjonalnymi, nastąpi „point of no return”, w którym druga strona może zdecydować się na użycie broni jądrowej (jedną z radzieckich koncepcji było np. zajęcie przez wojska ZSRR linii Renu).
Wojna niskiej częstotliwości
Na bazie tej konstatacji rozpoczęto prace nad tzw. „wojnami niskiej częstotliwości”, wojnami lokalnymi, w przypadku których poziom eskalacji jest na tyle niewielki, że nie istnieje zagrożenie ataku jądrowego. Rozwój tych koncepcji prowadził do wniosków, że wojny takie musza posiadać kilka cech:
- Zawierać pozory legalności
- Być prowadzone w ramach zobowiązań lub układów sojuszniczych – aby unikać konfliktu bilateralnego
- Być prowadzone zarówno na płaszczyźnie wojskowej, jak i dyplomatycznej jednocześnie („negocjuj i walcz”), co wymagało
- Skoordynowanego dowodzenia konfliktem zarówno na poziomie wojskowym, jak i cywilnym (dyplomatycznym, wewnętrznym, logistycznym).
W ten sposób, poprzez kolejne udoskonalenia doszliśmy do koncepcji wojen hybrydowych i zatracenia się granicy między wojną a pokojem (por. tezy Walerija Gierasimowa z 2013r.).
Studnicki wiecznie żywy
Rozważania o zmiennej naturze konfliktu trzeba nanieść na niezmienne reguły rządzące geopolitycznymi celami Polski i Rosji (ZSRR). Jak pisał Władysław Studnicki (por. „Polska za linią Curzona”, s. 129 i n.): „ Dla Rosji posiadanie polskich Ziem Wschodnich ma geopolityczne znaczenie, gdyż ułatwia jej pochód na Bałkany i do środkowej Europy, i uzależnia przy tym całą Polskę od Rosji. […] Posiadając Prusy Wschodnie Rosja okrąża Polskę z północy, posiadając Galicję i Wołyń – z południa, przy czy graniczy ze wschodem. Okrążając Polskę z północy, wschodu i południa swymi posiadłościami czyni Polskę od siebie zależną, i Polska musi stać się jedną z sowieckich republik, albo prowincją jakiejś innej przyszłej Rosji. „
Słowa te, napisane ok. 70 lat temu, zachowują swoją aktualność. Rosja, kontrolując trzy główne kierunki natarcia, tj, Lwów i Bramę Przemyską, Obwód Kaliningradzki w zasięgu którego jest obszar dolnej Wisły, oraz przesuwając wojska z Bramy Smoleńskiej w obszar Grodna i Mińska dokonuje operacji, która jest podobna do okrążenia Polski przez III Rzeszę po zajęciu Czechosłowacji w 1939 roku. Podobieństw jest wiele. III Rzesza posiadała początkowo tak naprawdę możliwość ataku na II Rzeczpospolitą wyłącznie z kierunku Pomorza Zachodniego. Prusy Wschodnie, nie posiadające głębi strategicznej nie mogły być podstawą do koncentracji znacznej liczby wojsk. Podobnie Śląsk, flankowany z okolic Wielkopolski nie stanowił dogodnej bazy, co zresztą po części zostało dowiedzione przez manewr gen. Kutrzeby, który skończył się Bitwą nad Bzurą. Zajęcie Czechosłowacji spowodowało, że Polska mogła zostać zaatakowana zarówno z Pomorza, Śląska, jak i pomocniczo z Prus i terenu Czechosłowacji. Sytuacja geostrategiczna Polski pogorszyła się zatem znacznie wiosną 1939 (czego notabene chyba uparcie nie dostrzegał J. Beck).
Rosyjski plan?
Pisząc o (możliwej) maskirowce na granicy polsko-białoruskiej (w poprzednim wpisie), który może być preludium do aktywnej polityki Rosji na Ukrainie, a jednocześnie nakładając na siebie trwałe uwarunkowania geograficzne i zmienne metody (wojna niskiej częstotliwości), miałem na myśli to, że celem Rosji może być w pierwszej kolejności okrążenie Polski, a następnie podnoszenie poprzeczki konfliktu.
Eskalacja napięcia na granicy, pojawiające się oskarżenia o nieadekwatną reakcję Polski mogą być podstawą do wdrożenia przez Rosję – w ramach opisanych wyżej reguł prowadzenia konfliktu niskiej częstotliwości – planu „pomocy” bratniemu narodowi białoruskiemu, poprzez stałą obecność wojsk rosyjskich pod Przesmykiem Suwalskim. Dodatkowo ewentualne przejęcie w dalszej perspektywie faktycznej kontroli nad Ukrainą (wypróbowaną metodą: na wezwanie Frontu Jedności/wobec zagrożenia migracyjnego?) powodowałoby okrążenie Polski przez Rosję na wzór niemiecki z 1939 roku. Jednocześnie działania takie nie byłyby wprost wymierzone w NATO czy Polskę, trudniej zatem skalibrować adekwatną odpowiedź.
Rosja może wtedy bezustannie generować tlący się graniczny spór zarówno w Galicji, jak w okolicach Grodna, sama nie będąc formalnie zaangażowana, a wiążąc znaczne polskie siły w walkę z drugorzędnym faktycznie zagrożeniem (w tym sensie, że „imigranci” nie stanowią realnego zagrożenia dla bezpieczeństwa Polski). Polska przez wiele lat ponosić może koszty zabezpieczania granicy i stawiania murów. Jednocześnie nieustanna atencja, jakiej wymagać będzie tlący się konflikt, ograniczać będzie zasoby niezbędne do przygotowania się do kolejnych stopni eskalującej wojny. Tak zmiękczona Polska nie podejmie ryzyka pomocy Łotwie, w przypadku zajęcia jej przez Rosję. Wejście w kinetyczny konflikt w celu pomocy (w ramach Art. 5) państwu NATO, w sytuacji, gdy mamy odkryte galicyjskie podbrzusze, jesteśmy zagrożeni odcięciem Przesmyku Suwalskiego, a z Obwodu Kaliningradzkiego zagrożona jest dolina Wisły – byłoby samobójstwem.
I taki może być kolejny krok – podważenie spójności NATO i pokazanie, że sojusznicze zobowiązania są papierowe, aż do faktycznej wojny kinetycznej polsko – rosyjskiej, która moim zdaniem wybuchnie w latach 2025-26 (o czym w kolejnych wpisach).
Jan Smuga
„Plan Rosji polega na oskrzydleniu Polski na kilku geostrategicznych kierunkach: z Galicji, na Przesmyku Suwalskim, spod Braniewa. W tym celu niezbędne jest podporządkowanie Białorusi i Ukrainy,…”. Cóż, bzdury tu przedstawione nie warte są nawet komentowania. Błędne założenie, wynikające zapewne z antyrosyjskich fobi i obsesji, generuje błędne wnioski.
Dziękuję za komentarz mimo wszystko:-) Będę wdzięczny za wskazanie co Pan uważa za bzdurę.
Co do antyrosyjskich fobii i obsesji – tego faktycznie nie warto komentować.
Pozostańmy przy chłodnej logicznej analizie, do czego zachęcam.